"Bez szans" nie dajemy żadnych szans



     Nasz blog miał opierać się na kontraście. Dwie różne osoby, dwie różne opinie. Liczyłyśmy, że właśnie to uczyni go ciekawym. Jest więc prawdziwą ironią to, że pierwszą książkę, którą oceniamy, postrzegamy bardzo podobnie. I, co łatwo wywnioskować z tytułu, "Bez szans" nie zdobyło naszego uznania. Myślę, że to mało powiedziane. Może mam skłonność do wyolbrzymiania, ale "Bez szans" zdecydowanie zasłużyło na ostrzejszy komentarz, niż po prostu: "Nie zdobyło naszego uznania". Ale na te ostrzejsze sformułowania znajdzie się jeszcze miejsce w dalszym ciągu. 
     "Bez szans" opowiada o losach dwójki nastolatków - Tenleigh i Kylanda. Oboje są biedni i oboje pragną zdobyć stypendium, by wyrwać się ze swojego obecnego położenia oraz zacząć od nowa. Jednak na przeszkodzie do tego stają ich uczucia. To nie byle jakie uczucia! To uczucia przeszywające na wskroś, kompletnie obezwładniające, spaczające światopogląd bohaterów. Nie będzie to zatem zaskoczeniem, że owe uczucia grały w tej historii pierwsze skrzypce. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, iż cała ogromna miłość głównych bohaterów bierze się tak naprawdę z powietrza. Ani przez chwilę w nią nie wierzyłam. Jedno jest pewne, w tej historii nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Tylko czujny czytelnik jest w stanie wyhaczyć tak subtelnie ukryty sens przewodni. Nie czujcie się skonsternowani. W gruncie jest to bardzo prosta historia. Prosto zbudowana, niosąca prosty przekaz. Momentami miałam wrażenie, że autorka próbowała ukryć płytki sens w głębokich słowach ponieważ pokusiła się na zetknięcie ze sobą dwóch stylów. Z jednej strony mamy piękny, kwiecisty język, którym sprawnie się posługuje, by opisać rozpierające głównych bohaterów emocje. Szczególnie widać to w przypadku dialogów - bohaterowie wygłaszają chwilami pompatyczne tyrady, których normalny człowiek nie byłby w stanie rzec bez choć cienia wstydu. Dla przeciwwagi mamy potoczny język, czasem wprawiający w zażenowanie, czasem niesmak. Jeżeli zatem, czytając, będziecie mieli wrażenie, iż ucieka wam przekaz, nie martwcie się - jego tam po prostu nie ma. "Bez szans" nie udzieliło nam żadnej lekcji, poza tą, jak nie pisać książek.
     Historia rzeczywiście jest prosta i do bólu wręcz przewidywalna. Jedyny zwrot akcji, który mógłby zaskoczyć, okazuje się wielkim niewypałem. Od początku można się domyślić, jak potoczą się losy Tenleigh i Kylanda. A jednak Mia Sheridan na siłę próbuje wszystko zagmatwać, przez co jej książka zamienia się w istną telenowelą brazylijską. Bohaterowie mogliby normalnie, szczerze ze sobą porozmawiać, jednak nie robią tego. Dlaczego? Bo przecież drama musi być! Bez dramy książka nie ma prawa istnieć! I tu jest kot pogrzebany. Największym problemem całej tej pozycji jest jej przedramatyzowanie. Tak jak w przypadku "Bez winy", które zawiodło mnie na całej linii i którego szczerze nienawidzę, tak i tu wszystko wydaje się na siłę wyolbrzymiane. Sytuacja głównych bohaterów - totalnie beznadziejna. Ich historia rodzinna - okropna. Ich relacja - niemająca prawa istnieć. I tak dalej, i tak dalej. Mia Sheridan zupełnie nie potrafi zbalansować swoich książek, sprawia, że stają się koszmarnymi karykaturami prawdziwych dramatów. Normalnie funkcjonujący człowiek nie ma nawet możliwości, by wziąć opisywane przez nią historie na poważnie.
     To już było! Bitwa serce kontra rozum już była! To topos, który można obracać na przestrzeni czasu w różny, często elektryzujący sposób. Niestety, Mia Sheridan nie zabłysnęła. Opisała miłość dwojga papierowych bohaterów - identycznie jak w przyjętym wzorze New Adult - i jedynie wepchnęła ją w dosyć oryginalne okoliczności, by jednak zachować jakąś odmienność. Jak mogłabym wczuć się w historię, która jest tak odrealniona? Bohaterowie rzeczywiście zostają wrzuceni w ekstremalny świat, borykają się z poważnymi problemami jak bieda oraz gigantyczne przepaści między ludźmi wyższej i niższej rangi społecznej. To poważne zagadnienia, które są jak najbardziej aktualne. Tym mocniej czuję się do głębi poruszona tym, jak Mia Sheridan potrafiła spłycić te problemy, przyćmiewając je naiwnym romansem dwojga nastolatków. Jedyną wadą, jaką mogłabym przypisać bohaterom jest ogromna bezkrytyczność. Poza nią jednak oboje są bez skazy - piękni, dobrzy, czuli, wrażliwi na nieszczęście innych, jednym słowem - odhumanizowani w każdym calu. Jakim cudem bohaterowie o tak ciężkich doświadczeniach, określiłabym je wręcz tragicznymi, są w stanie wieść tak lekkoduszny tryb życia? Postaci to istna pomyłka, plątanina kompletnie skrajnych charakterów. Szczególnym brakiem konsekwencji wykazuje się Ten. Mimo, iż co najmniej parę razy wspomina o swojej niechęci do mężczyzn i tym, że chce się od nich trzymać z daleka, niemal od razu po zaciśnięciu relacji z Kylandem, chce wskoczyć mu do łóżka. Naprawdę, nie żartuję. Młoda dziewczyna, która nigdy z nikim nie była, która jest dziewicą, która ma ponoć uraz do mężczyzn, nie widzi żadnego problemu, by przespać się z gościem, który sam jej zapowiada, że ich związek nie będzie trwał długo.
     What. The. Hell?
     Nawet jeśli spora część młodzieży traktuje sprawy cielesne na luzie, nie wierzę, by dziewczyna, na którą Mia Sheridan próbuje wykreować Tenleigh, też tak miała. To bez sensu. To przeczy wszelakiej logice, zasadom, jakie ta bohaterka sama sobie narzuciła. Gdyby jeszcze ten fizyczny kontakt rozwijał się stopniowo - ale nie, wszystko dzieje się błyskawicznie. Z ogromnej cnotki, Ten staje się ekspertem od cielesnych rozkoszy. Cóż za ohydny absurd.
     Jestem w stanie wyobrazić sobie, że Mia Sheridan chciała przedstawić te ważne wątki w łagodny i przystępny sposób dla młodzieży. Stało się jednak źle, bardzo źle. Materiał na poważny dramat został przekształcony we łzawą historię miłosną dla niewybrednych nastolatek. Łzawą, przesadzoną, pełną kartonowych osób książeczkę pornograficzną dla spragnionych niezwykłej miłości dziewcząt.
    Aby zakończyć tę buzującą recenzję, ponieważ doprawdy wzbudziła w nas ogrom emocji, przytoczę cytat - myśl głównej bohaterki: "Żałuję, że zużyto papier, by tchnąć w niego życie. Co za marnotrawstwo dobrego drewna." I ten oto cytat doskonale obrazuje nasz stosunek do dzieła Mii Sheridan - "Bez szans".


SkrytyHipokryta i Laptopcjusz 

Komentarze

  1. How to make money from betting on football - Work Tomake Money
    If you're having problems finding 출장마사지 a winning หาเงินออนไลน์ bet online for bsjeon.net the day febcasino.com of your choosing, then there are plenty of https://deccasino.com/review/merit-casino/ opportunities available right here.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty